wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 1. Nic nie stracisz,możesz jedynie zyskać.

15 komentarzy:
Zebrałam w sobie resztki sił po wczorajszym wieczorze i uderzyłam w brzęczący budzik, który oznaczał jedno - szkoła.
Wywlekłam się z łóżka i zeszłam na śniadanie. Od samego rana mama pichciła coś w kuchni, a David czytał gazetę popijając kawę. Przywitałam się z nimi i usiadłam na krześle przy wysepce kuchennej, łapiąc głowę w dłonie. Ona pęka - czuję to.
- Co robisz? - zapytałam, patrząc jak mama rozsypuje mąkę na blat kuchenny a następnie rozbija na nim jajko.
- Ciasto. - uśmiechnęła się i założyła kosmyk włosów za ucho.
- A to? Kupiłaś je prawda? - zapytałam wskazując na ciasto stojące na szafce,które było dokładnie zapakowane. Niema nawet mowy,że Ona go upiekła.
- Owszem, kupiłam. - podeszła do mnie i podała  miskę płatków,a następnie wytarła dłonie w ścierkę. Chyba czegoś tutaj nie rozumiem.
- Dla kogo? - zapytałam i ponownie wskazałam na wypiek. Mama odwróciła się i ponownie  uśmiechnęła.
- Dla Jasmine, ma dziś urodziny i obiecałam, że coś upiekę. - usiadła po przeciwnej stronie i z wyraźnym rozbawieniem w oczach popatrzyła na mnie.Co ona znowu wymyśliła?
- Nienawidzisz gotować.
- Masz rację córeczko, dlatego kupiłam to oto ciasto i pięknie je zapakowałam. - wyprostowała się czekając,aż zacznę ją chwalić.
- A co z blatem? Po co ten cały bałagan? - nabrałam łyżkę płatków i wepchnęłam ją do ust. Żułam cicho, wyczekując odpowiedzi.
- Twoja mama jest na tyle inteligentną osobą, że boi się, że kiedy Jasmine otrzyma ciasto będzie zachwycona i przybiegnie tutaj - a tu, będzie czysto. Więc rozsypała tą mąkę, by wcielić swój 'plan'w życie. - David wskazał kubkiem na ciasto, a mama zmierzyła go wzrokiem. Tak ona zdecydowanie jest moją matką. Uśmiechnęłam się i dokończyłam śniadanie. Mój 'tatuś' wstał i podszedł do mamy by pocałować ją w policzek. Założył marynarkę, a ona poprawiła jego granatowy krawat.
- Umieram! - usłyszałam piskliwy głos Holly i wszystkie oczy skierowały się na blondynkę. - Moja głowa - cholera mam ją jeszcze? - jęknęła i całym ciałem pacnęła na krzesło. Miała we włosach pełno papilotów i ubrany różowy szlafrok. Na jej twarzy rozmazany był cały makijaż z poprzedniej nocy.
Nie, to nie był dobry widok.
- Skarbie sama się o to prosiłaś. - powiedział jej ojciec i poklepał ją po ramieniu, a moja mama podeszła do niej ze szklanką wody i jakąś tabletką.
- To powinno ci pomóc. - powiedziała i podała jej lekarstwo. To wcale nie jest tak, że byłoby mi lepiej, gdyby wszyscy ją olali i pozwolili umrzeć. Ups, chyba jednak tak. Swoją drogą ciekawe gdzie wczoraj była, mówiła coś o jakimś koncercie i przystojniaku który jest 'gorący jak ogień'. Pieprzyła coś o jakimś Maliku, przez co najmniej czterdzieści  minut, więc po jednej przestałam słuchać.
Mam lepsze rzeczy do roboty.
Cóż, nie. 
To nie zmienia jednak faktu, że jest ona pustą blondynką, której nigdy nie polubię.
- Idę się ubrać. - rzuciłam wywracając oczami na rodziców, którzy skakali przy 'papilocie'.
Zajęło mi to jakieś piętnaście minut. Kiedy skończyłam, ostatni raz przejechałam tuszem do rzęs i biorąc plecak zeszłam po schodach. Powędrowałam prosto do korytarza i szybko wyjęłam moje szare Vansy. Wciągnęłam je na nogi i sięgnęłam deskorolkę z szafki.
- Lecę! - krzyknęłam i już chwilę później tego pożałowałam, ponieważ usłyszałam to paskudne 'czekaj' wychodzące z ust mojej matki. Wywróciłam oczami i spojrzałam na nią zniecierpliwiona.
- Zaniesiesz je do Horanów? - zapytała podnosząc ciasto trochę wyżej.
- Mam nadzieję, że nie mówimy o tych samych ludziach z którymi byliśmy na kolacji kilka tygodni temu.-parsknęłam i postawiłam deskę na ziemię, wyciągając telefon z plecaka.
- Właśnie o nich. Zrobiłabyś to?
- Niema nawet mowy. - rzuciłam od razu. - Śpieszę się i Ann na mnie czeka. - pomachałam telefonem  pokazując, wiadomość od mojej przyjaciółki.
- Przestań, to tylko chwila.
- Niech tamta idzie. - wzruszyłam ramionami i chwyciłam sprzęt do ręki. - Narka. - złapałam za klamkę i o ironio, poczułam się trochę głupio. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w stronę mamy. - Ostatni raz. - rzuciłam spotykając się z jej szerokim uśmiechem. Wzięłam ciasto i wyszłam z domu. Przeszłam przez ulicę i oparłam deskorolkę o główną ścianę domu naszych sąsiadów. Zadzwoniłam do drzwi i niepewnie wpatrywałam się w swoje buty. Po prostu dam im to ciasto i pojadę do szkoły - nic prostszego.
- Scarlett? Cześć. - młody chłopak, którego kojarzyłam z kolacji przywitał mnie szerokim uśmiechem. Spojrzałam na niego i odwzajemniłam gest.
- Hej. Moja mama przysłała mnie, żebym...- zaczęłam, ale w połowie mojej debilnej wypowiedzi mi przerwał.
- Wejdź. - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Zawołam mamę.
- Wolę nie. - rzuciłam cicho. - Naprawdę się spieszę.
- To tylko chwila. - weszłam do środka, a chłopak zniknął mi z pola widzenia. Jaka chwila? Przecież liczenie pięter w tym domu zajmuje więcej niż godzinę. Zostawiłam otwarte drzwi i zrobiłam kilka kroków w stronę korytarza. Odwróciłam się szybko i spojrzałam w kierunku wyjścia.
Może jednak zaczekam na zewnątrz? 
Stanęłam w miejscu ręką poprawiając włosy i niezdarnie wyjęłam telefon z kieszeni. To pewnie Ann, nie wie co się ze mną dzieje. O tak - ta dziewczyna ma tendencję do wymyślania czarnych scenariuszy. Spojrzałam na wyświetlacz i usłyszałam z głębi domu głos chłopaka, który sygnalizował, że wraca.
- Hej! - krzyknęłam, kiedy na wynik szturchnięcia mój telefon spotkał się ziemią.Kiedy się odwróciłam zobaczyłam tylko plecy blondyna, zmierzającego w stronę wyjścia. - Huh, przepraszam?! - rzuciłam sarkastycznie w jego kierunku, a On leniwie spojrzał w moim kierunku.
- Huh, nie masz za co. - parsknął a przez moje ciało przeszły ciarki. Jego głos był przesączony irlandzkim akcentem. Był słodki, ale coś sprawiało, że mnie przerażał.I to była ta przeważająca część.
- Sarkazmu to ty nie kumasz. - palnęłam a chłopak stanął w miejscu. Korzystając z okazji schyliłam się po telefon.Zaśmiał się cicho i zmierzwił dłonią włosy, patrząc jak z jedną, zajętą ręką nieudolnie sięgam po komórkę.
Cholernie zabawne. 
- Masz jakieś pieprzone szczęście, że mój telefon jest wytrzymały.
- Masz jakieś pieprzone szczęście, że stoisz w moim domu. - przewróciłam oczami ponieważ, serio? 
Niall wyjął telefon z kieszeni, przyłożył go do  ucha i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Chwilę później obok mnie pojawiła się Jasmine ze swoim synem.
- Scarlett! Tak się cieszę! - przytuliła mnie do siebie. - Jason mówił, że jakaś ładna dziewczyna nas odwiedziła. - spojrzałam na chłopaka, a on tylko posłał mi uroczy uśmiech.
- Proszę mówić mi Sky. - przerwałam i spojrzałam na kobietę. - Moja mama kazała mi to przekazać. Wszystkiego najlepszego dla Pani, a teraz naprawdę muszę lecieć, ponieważ i tak już jestem spóźniona do szkoły.
- Przecież Jason też jedzie. - rzuciła szybko. - Podwiezie Cię,prawda? - spojrzała na niego a chłopak wzruszył ramionami.
- Jasne. - rzucił szybko.
- Mam deskorolkę. Proszę, Pani Horan. - podałam jej ciasto i ruszyłam w stronę wyjścia.Kobieta pożegnała mnie uśmiechem i uprzejmie pomachała, dziękując za ciasto. Telefon w tylnej kieszeni spodni dawał się we znaki a ja byłam pewna, że Anne umiera na zawał.
- Tak? - odebrałam i od razu spotkałam się z jej głębokim oddechem po drugiej stronie słuchawki, który sygnalizował 'ulgę'. - Już się zbieram. Zaraz bę... co do kurwy? - spojrzałam na miejsce w którym jeszcze chwile temu stała moja deskorolka. Ustałam na środku chodnika i zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony. To chyba jakiś żart. Spojrzałam ponownie na ścianę przy której zostawiłam swój sprzęt, ale nadal go nie było. - Cholera. - przeklęłam patrząc na zegarek.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam za sobą głos Jasona i złapałam się za głowę.
- Ann, zaraz będę. - powiedziałam i szybko się rozłączyłam. Chłopak patrzył na mnie przez chwilę zdezorientowany, poprawił torbę i podszedł bliżej.
- Już się nie spieszysz? - zachichotał a na mojej twarzy zagościł grymas. Być może teraz wyglądałam przed Jasonem jak ostatnia idiotka,która jeszcze kilka chwil temu była 'spóźniona', a teraz stoi w miejscu i czeka na nie wiadomo co, ale to nie jest moja wina.
- Zastanawiam się czy twoja propozycja jest nadal aktualna. - powiedziałam, a brunet ruchem dłoni wskazał na samochód, zapraszając mnie do środka.
- Jakiś problem?
- Nie, znaczy, nie do końca. - rzuciłam niezdecydowana czy powinnam o tym mówić. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony jednak nic nie powiedział. Położył swoją torbę na tylne siedzenie i odpalił samochód. - Myślę po prostu, że ktoś robi sobie ze mnie jaja.
- Co? - całą swoją uwagę skupił na jezdni, jednak widziałam małe rozbawienie w jego oczach. To pewnie przez użycie tych słów.Swoją drogą jak bardzo bogaci oni byli, że każdego domownika tego domu stać było na własny samochód?
Nie, to wcale nie było normalne. 
- Ktoś mi wziął deskorolkę. - wydęłam usta na wspomnienie mojego skarba, z którym nigdy się nie rozstawałam.
- Cóż, nie wiem jak mogę Ci pomóc. - powiedział smutno, zajeżdżając na szkolny parking na którym dostrzegłam Anne stojącą tyłem do nas.
Bogu dzięki. 
- Mam nadzieję, że się znajdzie. - rzucił kiedy otworzyłam drzwi. Chciałam wyjść z tego samochodu unikając przy tym tysiąca pytań mojej przyjaciółki, czy to tak wiele?
- Dziękuje. - powiedziałam w jego kierunku, a gdy się odwróciłam napotkałam szeroko otwarte usta Ann i telefon w jej ręku, którym pewnie dzwoniła do mnie.
Och, już nie jest tak fajnie. 


***
Blondynka patrzyła na mnie wyczekując odpowiedzi, jednak to nie było dobre miejsce i czas by jej wszystko opowiadać. Pan Shay i tak mnie nienawidził, nie będę tego pogarszać.
- Jak znalazłaś się w samochodzie największego ciacha w szkole? - szepnęła w moim kierunku spuszczając głowę maksymalnie nisko. Spojrzałam w stronę tablicy i skrzyżowałam się ze wzrokiem nauczyciela, który(przyrzekam)chciał mnie nim zabić. Posłałam mu uśmiech, ale On wstał i zaczął coś pisać na tablicy.
- Myślałam, że to Austin jest najprzystojniejszy. - palnęłam, usilnie chcąc zmienić ten beznadziejny temat.
- Przestań. - uciszyła mnie. - Chcę wiedzieć każdy szczegół. - dokończyła i założyła kosmyk włosów za ucho. Zapięła piórnik i zamknęła różowy zeszyt. - 3,2,1... - dzwonek rozbrzmiał w naszych uszach, a blondynka pisnęła z podekscytowania wstając i chowając wszystko do torby. Ruszyliśmy w kierunku stołówki, a dziewczyna nie dawała za wygraną.
- Jak to zgubiłaś deskorolkę? - zapytała mierząc mnie zdezorientowanym spojrzeniem. - Lakier do paznokci, telefon, sztuczne rzęsy - tak, ale deskorolkę? No wiesz, ona ma dość duży rozmiar. - spojrzałam na nią i pokiwałam lekko głową.
- Tylko ja mam takie szczęście. - palnęłam, kiedy razem z przyjaciółką podeszliśmy do szkolnego 'barku', o ile w ogóle można nazwać to barem. Zamówiłam jabłko, ponieważ nie byłam głodna, a jedyne co siedziało w mojej głowie to plan odzyskania deskorolki. Gdziekolwiek Ona była.
Razem z Anne podeszłyśmy do stolika przy którym siedział Douglas i przywitałyśmy go uśmeichem
- Hej. - rzuciłam siadając, a dziewczyna pośpiesznie wyjęła zeszyt, w celu spisania zadania od swojego przyjaciela. Przekomarzali się przez chwilę wyzywając i wytykając języki, ale koniec końców blondynka dostała to czego chciała, a cała uwaga Douglasa została zwrócona na mnie.
- Jesteś w jakimś dziwnym humorze. - chłopak zmierzył mnie spojrzeniem i posłał lekki uśmiech. - Jest okej? - zapytał a ja pokręciłam przecząco głową.
- Tylko spójrzcie na nich. - blondyna skierowała swój wzrok na widok za mną, zmuszając mnie tym samym do odwrócenia się. Spojrzałam w tamtą stronę i chwilę później tego pożałowałam. - Są obrzydliwi. - parsknęła wciągając soczek przez słomkę i wydobywając tym samym dziwny dźwięk z kartonika. Popatrzyłam na Nialla który oparty był tyłem o stolik, a Jo - 'ubrana' jeżeli w ogóle można to tak nazwać - w krótką spódniczkę i odkrywający pępek top, próbowała wyssać mu twarz. Jego dłonie leżały na jej tyłku, a mój żołądek dosłownie prawie się zabił, kiedy wykonał fikołka na widok mojej deskorolki przy jego nogach.
No chyba, nie. 
Wstałam od stolika a oczy moich przyjaciół skierowały się na mnie.
- Ma moją deskorolkę. - syknęłam patrząc na tego idiotę, którego już nienawidziłam. Cóż trzecie spotkanie, a ja za każdym razem nie lubię go coraz bardziej. Cudowny początek.
- Chyba nie masz zamiaru... - zaczęła Anne, ale ja nie miałam czasu, ani chęci, żeby jej słuchać. Moje nogi same zaczęły kierować się w stronę ich stolika, kiedy ustałam dosłownie metr od nich, odchrząknęłam.
- Czego chcesz? - czarnowłosa dziwka z odkrytym tyłkiem, rzuciła w moim kierunku.
Całe towarzystwo przy stoliku zrobiło 'Uuuu', a ja wywróciłam oczami, mierząc kręconego chłopaka, bruneta z grzywką, czarnowłosego chłopaka i chłopaka, który miał na czubku głowy odwróconego full capa wzrokiem, mając nadzieję, że nie są równie popierdoleni co ich przyjaciel.
- Osuń się. - powiedziałam, a Ona zrobiła krok do przodu, ale blondyn ją cofnął.
Jakoś tak właśnie w tym momencie cała moja odwaga mnie opuściła.
Dzięki za wsparcie. 
- Oddaj mi deskorolkę. - powiedziałam pewnie, a chłopak zachichotał odwracając się i podchodząc do mojego sprzętu. Postawił nogę na początku deskorolki i nacisnął na nią tak, że ta podskoczyła i trafiła prosto w jego ręce.
- Ta deskorolka, królewno? - zapytał z tym swoim uśmieszkiem, a ja wyciągnęłam rękę by ją zabrać. Chłopak cofnął swoją, patrząc na mnie z rozbawieniem. - Niestety żyjemy w okrutnych czasach. - parsknął i  wzruszył ramionami, unosząc deskorolkę wyżej, kiedy po raz kolejny próbowałam ją zabrać. - Coś za coś, królewno.
Jeszcze raz mnie tak nazwiesz a zrobię Ci krzywdę. 
Serio, królewno. 
- Czego chcesz. - rzuciłam patrząc na deskorolkę, którą ten wielkolud trzymał w swojej ręce ponad głową.
- Przyjdź na nasz koncert. - rzucił mierząc się z moim wzrokiem.
- Niema nawet mowy. - szurnęłam, zakładając ręce na piersi.
- Zastanów się. Nic nie stracisz, możesz jedynie zyskać. - powiedział, a czarnowłosa postanowiła się wtrącić.
- Daj spokój przecież Ona...
- Kiedy. - zapytałam surowym tonem, że zabrzmiało to bardziej jak przestroga niż pytanie.
- Dziś wieczorem. - skinęłam głową i zrezygnowana odwróciłam się w przeciwnym kierunku. - I ubierz coś ładnego. - rzucił głośno i w momencie moje uszy wypełniły się głośnym śmiechem, otaczających nas ludzi.
- Przyjdę. - odpowiedziałam szybko. - Ale stylizować się na dziwkę nie będę. - dokończyłam mierząc się z zabójczym spojrzeniem Jo.
Fenomenalnie. 




Od Autorki:Hej skarby! :) Dziękuję za 17 komentarzy pod prologiem! ♥ Jesteście kochani :) Mam nadzieję, że chociaż trochę spodobał Wam się ten rozdział. Oczywiście życzę Wam Pijanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku! ♥ 
Zdrowia, Miłości i Wszystkiego czego sobie wymarzycie na 2015 rok. 
Kocham Was! x 


sobota, 27 grudnia 2014

Prolog.

17 komentarzy:
Nerwowym ruchem dłoni zmierzwiłam włosy i spojrzałam w stronę mojego 'ojca', ledwo powstrzymując się od wytknięcia mu języka.
Pieprzony kłamca.
- Co Oni tu robią? - szepnęłam do swojej 'siostruni' szturchając ją w bok.
- Po prostu się uśmiechaj. - odpowiedziała równie cicho co ja, nie przestając się szczerzyć.
No chyba nie. 
- David! Jak miło Cię widzieć. - facet, cóż mężczyzna  w średnim wieku, który wymarnował całą tubkę żelu na swoje włosy, przytulił mojego ojca.
- Och, James! Kopę lat. - David poklepał go po plecach posyłając mu szeroki uśmiech. - Jasmine! W ogóle się nie zmieniłaś! - teraz podszedł do - najwidoczniej - jego żony, narzeczonej, kochanki...cóż jakiejś kobiety, która miała (przesadnie) napchany i widoczny biust.
- To pewnie Twoja narzeczona? - James, tak mi się wydaje, zwrócił się do mojej matki. Ona szeroko się uśmiechnęła i skinęła głową potwierdzając jego przypuszczenia. Uniosła dłoń na której spoczywał wielki pierścionek zaręczynowy. - Cudowna. - powiedział i ucałował jej prawą dłoń.
Pieprzony romantyk. 
- To moja nowa córka. - David zwrócił uwagę całego towarzystwa na moją osobę. Czy muszę mówić jak bardzo go za to nienawidzę?
- Sky. - powiedziałam wyciągając rękę w kierunku mężczyzny, który powtórzył ten sam gest, co na dłoni mojej matki.
- Ona ma na imię Scarlett. - mama zwróciła się w kierunku tego faceta, a moje policzki zapłonęły.
Nie. Wcale nie.
 Usłyszałam za sobą chichot Holly i byłam zmuszona wziąć głęboki oddech - w przeciwnym wypadku, ta laska pożegnałaby się ze swoimi zębami.Bardzo dobrze wiedziała jak bardzo tego nienawidzę.
- Bardzo ładnie. - chłopak który przyszedł z Jamesem i Jasmine uśmiechnął się w moim kierunku.
- Kwestia gustu. - odburknęłam, ale uśmiech nie zszedł z jego twarzy. David przywitał się z ich synem i zaczęła się rozmowa o Holly.
Cudownie. 
Więc zacznijmy od początku. Co skłoniło mnie do tej chorej sytuacji? Raczej kto - moja matka i jej 'chłopak'. Jestem w jakiejś pięciogwiazdkowej restauracji, ubrana w tą debilną sukienkę, wymalowana jak klaun i z tymi kręconymi włosami. To nie koniec - otaczają mnie faceci w garniturach i kobiety z toną biżuterii na szyi, dłoniach i uszach.
Obok mnie siedzi moja przybrana siostra, która mnie nienawidzi - ze wzajemnością - straszy facet ze swoją żoną, moja matka, mój ojczym i chłopak który jest cóż... przystojny.
Świetnie. 
Na swoją obronę mam jedynie to,że przyprowadzili mnie tu praktycznie siłą. Jedyne na co miałam dzisiaj ochotę, to łóżko. Jednakże jacyś inteligentni ludzie, wymyślili coś takiego jak szantaż. Taa, tydzień bez telewizji i internetu, robi wrażenie. Przykro mi, ale siedzenie nad książkami jako 'najlepszy pomysł na spędzanie czasu' jest nie dla mnie.
- Przepiękne miejsce. - pochwaliła moja matka a facet  podziękował, miło się uśmiechając.
- Czy to nie dziwne, że pomimo tego,że jesteśmy sąsiadami widujemy się tak rzadko? - zapytał,a ja wyplułam do szklanki sok, który właśnie piłam.
Kim jesteśmy? 
- Sorki. - powiedziałam cicho, na co młody brunet zareagował uśmiechem i  podał mi czystą chusteczkę, którą szybko przyjęłam, mocno się rumieniąc.
- Teraz kiedy wróciłeś, możemy widywać się częściej. - zaproponował mój 'ojciec' a wszyscy mu przytaknęli.
Nie będę z wami pojeby nigdzie wychodzić - NIGDY więcej. 
- Świetny pomysł! - odpowiedział, a ja powstrzymałam się od komentarza.
To,że nie znam tych ludzi, nie jest niczym dziwnym. Jestem tu od trzech tygodni? Tak, coś koło tego.Przyjechaliśmy tu dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku i tak mija trzeci tydzień. Moja kochana mamusia, wzięła rozwód z moim ojcem i oto jestem.
Mimo wszystko poznałam tu świetną, Ann - dziewczynę,która chyba jako jedyna mnie rozumie i Douglasa - fajnego, wyluzowanego chłopaka.
- Scarlett, zamawiasz coś? - niemów tak do mnie kretynie.
- Nie jestem głodna. - wymusiłam uśmiech poprawiając włosy.David spojrzał na mnie dziwnie, ale nic nie powiedział. Bogu dzięki.Ostatnie czego chce to spieranie się z nim o to, co powinnam zjeść. Nie, dziękuję.
- James, a gdzie jest Niall? - zapytał, a facet ewidentnie się spiął.
- Nie miał czasu...  - wymusił uśmiech, a Cox spuścił wzrok patrząc na ekran telefonu.
Czyli ON(kimkolwiek był) mógł nie przychodzić, a ja byłam zmuszona? Genialnie. 
Moja matka poruszyła jakiś temat, na który oczywiście wszyscy mieli tak dużo do powiedzenia.
Wyjęłam swojego iPhone'a i szybko wysłałam sms'a do  Ann.
Ja: Ratuj mnie! Błagam! :(
Ann: Aż tak źle?! :/
Ja: Jest...
Już miałam jej odpisać, ale poczułam szturchnięcie z mojej prawej strony i telefon momentalnie znalazł się na ziemi.
- Lepiej się módl, żeby był cały idiotko. - syknęłam przez zęby, mierząc utlenioną blondynkę morderczym spojrzeniem, ale Ona nie zwracała na mnie uwagi. Powędrowałam za jej wzrokiem i zatrzymałam się na wysokim blondynie. Przeszedł przez próg i nonszalancko ściągnął z nosa czarne Ray-Ban'y.Rozejrzał się po całym pomieszczeniu i zaczął kierować się w naszą stronę. Spodnie które miał na sobie idealnie opinały jego chude nogi, a ciemna, jeansowa kamizelka kontrastowała z jego blond włosami.Na jego nogach spoczywały zwyczajne Vansy, więc co do cholery dawało taki efekt?
- Hej. - rzucił, a James momentalnie wstał.
- Niall. - facet wyprostował się i spojrzał na chłopaka. Był od niego nieco niższy.
- Potrzebuję pieniędzy. - powiedział patrząc w jego oczy. Czyli to jest drugi syn Jamesa, rozumiem.
- Przywitaj się.
- Powiedziałem ''hej''.- rzucił, a jego ojciec przewrócił oczami.Kiedy wyciągał ze swojego portfela pieniądze, chłopak mrugnął okiem w kierunku Holly, na co ta uśmiechnęła się jak upośledzona i poprawiła włosy, szepcząc ciche 'hej'.
Oryginalnie, jędzo. 
 Blondyn zmierzył mnie wzrokiem, a ja schyliłam się by sięgnąć swój telefon. Obiecuję Ci Holly, że jeśli jego ekran będzie pęknięty - nie zaśniesz dziś w nocy.
- Dzięki. - powiedział biorąc dwa-dwustu dolarowe banknoty.
Bogaci. 
- Kiedy wrócisz? - James praktycznie szepnął w kierunku chłopaka.
- Myślę,że jutro. - rzucił z uśmiechem i układając usta w dzióbek cmoknął. Otoczył spojrzeniem wszystkich przy stoliku i posłał uśmiech, zakładając czarne okulary.
- Miłego wieczoru. - powiedział i odszedł.
Całe towarzystwo spojrzało na siebie po kolei, nie wiedząc co powiedzieć i kiedy. Czułam, że nasza kolacja nie potrwa zbyt długo.
- Cóż, całkiem miłe mamy sąsiedztwo. - parsknęłam, mierząc się z zabójczym spojrzeniem mojego ojczulka.Holly szturchnęła mnie w bok, na co jeszcze szerzej się uśmiechnęłam. - Naprawdę mi się podoba.








Obserwatorzy